Temat rozmaitego typu relacji pomiędzy Polkami a okupantami, w tym przemocy seksualnej, a także zrodzonych z tych kontaktów dzieci, z różnym natężeniem i różną częstotliwością podejmowały literatura, film i sztuki plastyczne niemal od zakończenia wojny. Ten obszerny materiał wymaga osobnego potraktowania, w tym miejscu zaledwie go sygnalizuję.
Romans z Niemcem
Figura Polki współpracującej z okupantem kilka razy pojawiła się w szeroko pojętej kulturze i zawsze według jednego, utartego schematu: w celu uzyskania korzyści majątkowych i ułatwienia sobie życia kobieta decyduje się na romans z Niemcem, za co później zostaje potępiona i przykładnie ukarana przez Podziemie.
Wątek ten zaistniał – w ramach propagandy wymierzonej w folksdojczów – już w pierwszym powojennym filmie, Zakazanych piosenkach, po czym zniknął z dyskursu publicznego na kilkadziesiąt lat. Pojawił się w połowie lat 70. i w latach 80. w kilku filmach fabularnych, między innymi Polskich drogach, Smakach czekolady i Urodzonym po raz trzeci. Próby przełamania tego stereotypu były skazane na niepowodzenie i najczęściej decyzją cenzury na wiele lat lądowały na półkach magazynów, jak film Janusza Kondratiuka Głowy pełne gwiazd.
Fiaskiem zakończyły się też próby wprowadzenia do dyskursu publicznego motywu miłości Niemki i Polaka – przymusowego robotnika. Reżysera pierwszego filmu poruszającego ten wątek, Kiedy miłość była zbrodnią, oskarżono o antypolskość, a założona przez niego firma produkcyjna – Zespół Filmowy „Rytm” – została zlikwidowana w 1968 roku, tuż po premierze filmu. W obrazie tym po raz pierwszy w Polsce pojawiło się CBOW – czarnoskóre dziecko strażniczki obozu pracy przymusowej i amerykańskiego jeńca wojennego. Dla kontrastu wątek miłości niemieckiego kierownika fabryki do polskiej robotnicy przymusowej nie wywołał negatywnych reperkusji, wręcz przeciwnie, film Spotkania w mroku cieszył się sporą popularnością.
W dyskursie publicznym w PRL zabrakło także miejsca na inne motywy nawiązujące do różnego typu relacji damsko-męskich na linii okupant–okupowana, a jeśli się pojawiały, to jednostkowo i niejako przy okazji; często przechodziły niezauważone wobec innych „ważniejszych” tematów lub ginęły wśród wielu innych dzieł powstających w danym czasie.
Taki los spotkał pożyteczną dla Podziemia kolaborantkę, która za cenę kontaktów seksualnych z Niemcami pozyskiwała cenne informacje dla partyzantów (Kolumbowie rocznik 20128); aktorkę, która zadecydowała się pracować dla wroga, by chronić ukochanego mężczyznę (Jak być kochaną i inne opowiadania); bezimienną, zakochaną w esesmanie kobietę, „zlikwidowaną” przez „chłopców z konspiracji” (Miesiąc Matki Boskiej); wreszcie żonę więzionego w oflagu oficera Wojska Polskiego, która poniosła dotkliwe konsekwencje swoich wyborów (Legenda lat czterdziestych).
O tym się nie mówi
W 1963 roku na ekrany polskich kin wszedł film Jak być kochaną. Uczynił wyłom w oficjalnej narracji o II wojnie światowej: wprowadził do kultury popularnej przemoc seksualną ze strony niemieckich okupantów. Główna bohaterka podczas lotu do Paryża dokonuje obrachunku z życiem. Wraca pamięcią do czasów wojny, do gwałtu dokonanego na niej przez niemieckich funkcjonariuszy.
Jeszcze w latach 50. niemiecki gwałt na Polce został opisany w powieści Kolumbowie rocznik 20, a obraz powrócił w ekranizacji tego dzieła w 1970 roku. W popularnym serialu Dom jedna z mieszkanek została zgwałcona przez Niemców podczas powstania warszawskiego, jednak w przeciwieństwie do zamordowanej Niteczki z Kolumbów przeżyła i urodziła syna, owoc tragedii. Opis gwałtu, choć zawoalowany, znalazł się też na kartach Legendy ostatniej barykady.
Przeczytaj także: Wstydy polskie historyczne
Temat uczucia pomiędzy Polką i Niemcem zyskał na popularności w czasach nam współczesnych (bynajmniej nie od razu po upadku komunizmu), ale wciąż jest poruszany jakby z niepewnością co do jego recepcji w społeczeństwie, w dodatku znacznie bardziej zbanalizowany niż w poprzedniej epoce. Pojawił się w popularnych książkach-romansach (Kontrakt panny Brandt, Pokochałam wroga, Tylko dzięki miłości) i w serialach o tematyce historycznej wyświetlanych w polskiej telewizji w ostatnich latach (Czas honoru, Wojenne dziewczyny). Na tym tle nominowana do finału Nagrody Nike Sońka Ignacego Karpowicza wyróżnia się formą literacką i głębią refleksji.
W filmie jedynie Feliks Falk w Joannie postawił trudniejsze pytania i skomplikował fabułę, ukazując niejednoznaczność polsko-niemieckiego romansu, będącego bolesnym kompromisem i ceną za uratowanie żydowskiej dziewczynki. Poza tym obrazem oraz kilkoma spektaklami (między innymi adaptacji teatralnej budzących kontrowersję pamiętników Hanki Zach oraz Jak być kochaną Kazimierza Brandysa), które pojawiły się na scenach warszawskich teatrów w ostatnich latach, wydaje się, że temat wciąż czeka na odważne zmierzenie się z nim.
Gwałt? Przemilczmy to
Jeszcze trudniej znaleźć w polskiej kulturze motywy związków Polek z żołnierzami radzieckimi. Może najprostszymi i zarazem najbardziej oczywistym wyjaśnieniem jest znikoma liczba relacji dobrowolnych. Jeśli już, to pojawiają się w kontekście związku Polki z radzieckim jeńcem wojennym (Przerwany lot) albo partyzantem (Dzień oczyszczenia). Większość kontaktów została wymuszona przemocą seksualną. W PRL nie wolno było o niej mówić, a po roku 1989 takie zdarzenia mało kogo interesowały. Wszak „Armia Czerwona nie gwałci” – usłyszał filmowy pułkownik Kwiatkowski od przełożonego.
W tym kontekście na szczególną uwagę zasługuje wydany w 1962 roku pamiętnik Wandy Półtawskiej …i boję się snów. Znajduje się w nim zapis doświadczenia ocalałych więźniarek z Ravensbrück nękanych przez żołnierzy Armii Czerwonej. Choć autorka nie wykreśliła go przed drukiem (we wstępie wspomina, że wyeliminowała tylko fragmenty „nazbyt intymne i nazbyt makabryczne” i pozostawiła luki), nie ocenzurowały wydawnictwo ani Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, temat nie zaistniał w przestrzeni publicznej, a książka Półtawskiej przez dekady funkcjonowała jedynie jako wspomnienia obozowe i tak jest w zasadzie do dzisiaj.
Jeszcze trudniej znaleźć w polskiej kulturze motywy związków Polek z żołnierzami radzieckimi. Może najbardziej oczywistym wyjaśnieniem jest znikoma liczba relacji dobrowolnych. Większość kontaktów została wymuszona przemocą seksualną. W PRL nie wolno było o niej mówić, a po roku 1989 takie zdarzenia mało kogo interesowały.
W Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zagadnienie wojennych gwałtów zostało sprowadzone do wyeksponowania blaszanej figurki przedstawiającej scenę stosunku seksualnego. Wcześniej muzeum nie zdecydowało się na objęcie patronatem happeningu Komm Frau (a tym samym podjęcia merytorycznej debaty) Jerzego Bohdana Szumczyka, studenta miejscowej Akademii Sztuk Pięknych, który w marcu 2013 roku w przestrzeni publicznej miasta ustawił rzeźbę swojego autorstwa, przedstawiającą gwałconą przez radzieckiego żołnierza gdańszczankę.
Przypadkowi przechodnie uznali figurę za bulwersującą, po kilku godzinach usunęła ją policja. Mimo to i temat, i lokalizacja – w miejscu symbolicznym, przy alei Zwycięstwa, tuż obok czołgu-pomnika Armii Czerwonej – wywołały burzę na poziomie międzynarodowym (wymiana not dyplomatycznych na linii Polska–Rosja) i otarły się o sąd. Młody rzeźbiarz usłyszał zarzut „nieobyczajnego wybryku”, ale proces nie został wszczęty, bo sąd nie uznał zdarzenia za wybryk ani nie zauważył w nim nic nieobyczajnego. W uzasadnieniu postanowienia Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe czytamy:
Materiał zdjęciowy załączony do wniosku o ukaranie wskazuje, że mamy do czynienia z przedstawieniem naturalistycznym i dramatycznym, bez wątpienia jednak nie wulgarnym czy obscenicznym. Nie są eksponowane intymne części ciała. W przedstawieniu widoczna jest w pierwszym rzędzie przemoc, seksualność jest jedynie jej elementem. Omawiane przedstawienie w żadnym razie nie może być ocenione jako przejaw „głupstwa”, „wariactwa” czy „dowcipu” […], a osoba o przeciętnym nawet „wyrobieniu” w zakresie sztuki i kultury nie może ocenić omawianego dzieła jako przedstawienia frywolnego, mogącego wywołać zgorszenie poprzez odwołanie się do ludzkiej seksualności.
Ciekawy jest również passus na temat tabuizacji zjawiska.
Należy zważyć, że w naszej kulturze temat zgwałcenia pozostaje nadal tabu; widoczna jest tendencja do przemilczania faktu istnienia takich zachowań […]. Tematyka gwałtów wojennych pojawiła się intensywniej w świadomości społecznej i w kulturze stosunkowo niedawno. Rzeźba Komm Frau wpisuje się zaś w społeczną i artystyczną debatę dotyczącą tej kwestii. Głos w tej dyskusji zabrany przez artystę (choć młodego) i w sposób dosadny (umieszczenie naturalistycznego przedstawienia w przestrzeni publicznej) nie może być uznany za wybryk nieobyczajny.
Sprawa, choć obficie raportowana w mediach, szczególnie lokalnych, stosunkowo szybko przycichła i nie wywołała większej merytorycznej dyskusji. Podobnie dwie książki nominowane w swoim czasie do literackiej Nagrody Nike: Obwód głowy i Nieczułość, oraz dwa głośne filmy: Róża i Niewinne, nawet jeśli przebiły się do głównego nurtu dyskursu publicznego i pozostawiły w nim ślad, nie stały się punktem wyjścia do ogólnonarodowej debaty na temat wojennej przemocy seksualnej i jej konsekwencji.
Obraz …bo nie jestem stąd, o charakterze dokumentalnym, wprost traktujący o wojennych gwałtach na Warmii i ich skutkach, emitowany w Telewizji Polskiej w godzinach nocnych, również przeszedł bez echa. Dotknął bolesnej karty z historii regionu i po raz pierwszy publicznie poruszył temat dzieci urodzonych w wyniku przemocy seksualnej oraz zagadnienie międzypokoleniowej transmisji traumy.
Przeczytaj także: Leczę się z wojny
Podobne doświadczenia zaczynają wybrzmiewać w odniesieniu i do innych regionów – Górnego Śląska, Kaszub i Pomorza. Ostatnio nastąpił wysyp tego typu publikacji, a tym samym przyspieszył powolny dotychczas proces włączenia przemilczanych tematów do debaty publicznej (Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku, Kaszëbë, Gdy inni świętowali zwycięstwo. Historia mojej matki).
Może jest to związane po części z coraz większym zainteresowaniem historią regionalną i funkcjonującymi lokalnie opowieściami, ale też może zwyczajnie przyszedł czas na „trzecie pokolenie”, które otwarcie chce się zmierzyć z wojennym dziedzictwem.
Zwracają uwagę podejmowane na Górnym Śląsku działania mające na celu upamiętnienie księdza Pawła Kontnego: liczne artykuły w lokalnej prasie (ewentualnie w prasie katolickiej), tablice pamiątkowe, spektakl teatralny (Sat periculosum est hoc. Rzecz wielce niebezpieczna), komiks (Ks. Kontny.45). Ten ostatni, autorstwa uczennicy drugiej klasy liceum, zdobył pierwszą nagrodę w konkursie organizowanym przez Centrum Edukacyjne Instytutu Pamięci Narodowej, a tym samym wyprowadził temat z peryferii do centrum, a także unaocznił, że owo doświadczenie rezonuje w najmłodszym pokoleniu.
Przemilczane dzieci
Wyniki kwerendy wśród dzieł literackich i filmowych prowadzą do znamiennego wniosku, że o wiele częściej pojawia się w nich postać dziecka, którego ojcem był żołnierz radziecki (albo jeszcze z carskiej armii rosyjskiej), niż urodzonego z kontaktów seksualnych z Niemcem. Jedynym znanym mi przypadkiem kreacji filmowej dziecka niemieckiego okupanta i Polki jest bohater serialu Dom.
Matka Mietka Pocięgły została zgwałcona przez nieznanego niemieckiego okupanta w czasie powstania warszawskiego, za co i ona, i jej syn byli po wojnie piętnowani, również w dorosłym życiu chłopaka (stygmatyzował go między innymi dziadek). W literaturze takim wyjątkiem był zamordowany przez przypadkowy niemiecki patrol syn Sońki i esesmana Joachima. Inaczej potoczyły się losy Jana Banasia – piłkarza między innymi Górnika Zabrze i członka polskiej reprezentacji narodowej w piłce nożnej.
Bycie dzieckiem Polki (a właściwie Górnoślązaczki) i niemieckiego żołnierza nie odcisnęło na jego życiorysie takiego piętna jak decyzja o ucieczce z Polski do Niemiec, podjęta i sfinalizowana za namową nieznanego wcześniej ojca; pojawił się nagle, skuszony piłkarskimi sukcesami syna. W filmie Gwiazdy Jana Kidawy-Błońskiego tożsamość głównego bohatera jako CBOW nie została wyeksponowana, choć z mojej rozmowy z Banasiem wynika, że z konsekwencjami takich, a nie innych okoliczności urodzenia borykał się przez całe życie.
Dziecko rosyjskiego żołnierza pojawiło się w literaturze i filmie także w odniesieniu do I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej, jako owoc miłości Mazurki Anny i „ruskiego wojaka” Saszy (Dziewczyna z ganku) oraz skutek gwałtu „bolszewika” na mieszkance sądeckiej wsi (Zerwany kłos).
Wyniki kwerendy wśród dzieł literackich i filmowych prowadzą do znamiennego wniosku, że o wiele częściej pojawia się w nich postać dziecka, którego ojcem był żołnierz radziecki, niż urodzonego z kontaktów seksualnych z Niemcem.
Obie kobiety i ich dzieci zostały potępione przez lokalne społeczności (konserwatywne społeczeństwo nie widziało różnicy między dobrowolnym związkiem a gwałtem), ale zarówno z treści opowiadania, jak i z fabuły filmu wynika, że narodziny tych dzieci były dla ich matek pozytywnym doświadczeniem (może nawet rodzajem rekompensaty). Uderza scena z życia Anny: do gwałcących ją ćwierć wieku później czerwonoarmistów kobieta „krzyczała, coś mówiła po polsku – o «bolszewiku» chyba, że ojciec jej dziecka był Rosjaninem i nazywał się Sasza, ale oni nie zwracali uwagi”.
Fabuła Zerwanego kłosa zdumiewa z innego powodu: prezentuje stereotypowe wyobrażenia na temat dziewictwa, czystości, gwałtu i posiadania nieślubnego dziecka, wpisuje się w konserwatywną, katolicką retorykę na temat seksualności, macierzyństwa i aborcji (nie wprost zaprezentowana pochwała urodzenia dziecka z gwałtu).
Prawa strona nieraz zawłaszczała dyskurs publiczny. Nakładem jednego ze skrajnie prawicowych wydawnictw w tym samym czasie ukazał się zbeletryzowany zapis rozmowy wnuczki z umierającą babcią na temat jej wojennych przeżyć, przede wszystkim gwałtu dokonanego przez radzieckiego majora i urodzenia jego dziecka. Opowieść Pelagii została wprzęgnięta w ówczesną dyskusję na temat aborcji jako argument przeciwko terminacji ciąży będącej skutkiem przestępstwa (znamienne jest zaproszenie Kai Godek, „twarzy” polskiego ruchu antyaborcyjnego, do napisania posłowia).
Publikacji towarzyszyła stosunkowo szeroko zakrojona promocja w prawicowych mediach, ale ponieważ była ograniczona do „własnego” odbiorcy, nie przedostała się do głównego nurtu debaty publicznej. Ostatecznie taka kontekstualizacja zadziałała na niekorzyść zapisu doświadczenia, z którego wyłania się nie tylko bezkompromisowa postawa głównej bohaterki wobec kwestii urodzenia dziecka z gwałtu (Pelagia nie akcentuje swojej decyzji, traktuje ją jak zwykłą rzecz, niepodlegającą dyskusji), lecz także uniwersalne przesłanie antyprzemocowe.
Historia Pelagii to bowiem historia zgwałconej Polki, ale też kobiety, która przez dziesięć lat tkwiła w toksycznym związku z mężczyzną. Partner, polski milicjant, dzięki swojej władzy także wykorzystywał bohaterkę (i jej córkę) seksualnie. „Nieraz się nad tym zastanawiałam, i myślę, że jedynym sposobem jest dużo o tym mówić, żeby kobiety odważyły się zgłaszać, że są bite i poniżane” – miała powiedzieć u schyłku życia babcia autorki książki. Chociaż powszechnie wiadomo, że w prawicowej narracji przemoc wobec kobiet jest marginalizowana, zdumiewa pominięcie w debacie medialnej tego wprost wyartykułowanego przez bohaterkę wspomnień aspektu.
Wnuczka Pelagii w rozmowie ze mną przyznała, że impulsem do ujawnienia rodzinnej historii, ale też własnej tożsamości, był głęboki sprzeciw wobec liberalnej narracji na temat aborcji, mimo to forma promocji publikacji wymknęła się jej spod kontroli. Pozostaje żałować, że jedno ze słynniejszych krakowskich wydawnictw nie zdecydowało się podjąć redakcji tekstu i ostatecznie odmówiło jego wydania. Może dyskusja na poruszone w nim tematy wyglądałaby zupełnie inaczej, choćby dlatego, że przekroczyłaby granicę ideologicznego sporu.
Przełamać tabu
Choć przełamywanie tabu w odniesieniu do wszystkich poruszonych w tym rozdziale tematów systematycznie trwa już od dawna i na wielu poziomach, jest to proces powolny. Da się jednak zauważyć pewien trend: ostatni świadkowie wydarzeń z 1945 roku zaczynają mówić. W prasie pojawiają się reportaże, powstają filmy dokumentalne i monografie dotkniętych gwałtami miejscowości, lokalni mieszkańcy ujawniają skrywane dotychczas fakty.
Może wkrótce nie tylko przy stole – parafrazując Olgę Tokarczuk – ale i w dyskursie publicznym będzie się otwarcie mówiło o związkach Polek z okupantami, o doświadczeniu przemocy seksualnej i dzieciach, które przyszły na świat z tych wszystkich „wojennych okoliczności”, a rozmowom tym nie będą już towarzyszyły „chrząkanie” i „niewyraźny uśmiech […], grymas, jakby podana herbata okazała się właśnie zbyt gorzka, a ciasteczka zleżałe”.
Fragment pochodzi z książki „Niedopowiedziane biografie. Polskie dzieci urodzone z powodu wojny” Jakuba Gałęziowskiego wydanej przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Można ją kupić tutaj.