Wersja audio
Czego możemy być pewni? Ciała złożonego w grobie – leżącego na boku, z nogami zgiętymi w kolanach. Że do grobowca prowadzi niespełna dwudziestometrowy korytarz, a główna komora jest okrągła. Widać ją dobrze na zdjęciach satelitarnych: ktoś mógłby pomyśleć – krater po meteorycie. Wiemy, że grobowiec zbudowano dla tego konkretnego ciała i tylko dla niego, między 2900 a 2800 rokiem przed naszą erą. Kości – zostało ich niewiele, co jest ważne dla tej historii – nie są ułożone na środku, ale jakby upchnięte na ćwiartce dostępnej przestrzeni.
To teraz: czego nie wiemy? Nie wiemy, ile czasu trwało przygotowanie grobu, ile rąk wykopywało korytarz. Kto wniósł ciało do środka? Czy rodzina i bliscy byli obok? Może ktoś zaintonował specjalną pieśń, rozpoczął modlitwę – jeśli modlitwy to coś, w co towarzysze ciała wierzyli. Może ktoś płakał, a może płacz w takich sytuacjach był zupełnie nie na miejscu. Może płakali wszyscy. Albo rozeszli się w milczeniu. Być może – i chcę w to wierzyć – ktoś cofnął się zaraz przed wyjściem i zadbał jeszcze o ostatni szczegół. Wygładzenie włosów lub wytwornego stroju, przesunięcie kła słoniowego odrobinę bliżej głowy.
No i w końcu: co myśleliśmy, że wiemy, ale okazało się błędem? Że ciało, którego kości odkryto w 2008 roku na południu Hiszpanii, musiało być mężczyzną.
Być może grobu by nie znaleziono, gdyby nie pomysł, żeby w Valencinie de la Concepción nieopodal Sewilli zbudować supermarket. Podczas sprawdzania terenu pod budowę odkryto strukturę funeralną sprzed 5 tysięcy lat. Obszar od razu został objęty ochroną, archeolodzy i archeolożki zajęli się wydobywaniem i opisywaniem obiektów. Kiedy rozpoczynam rozmowę z Martą Cintas Peñą, archeolożką i jedną z badaczek studiujących obiekty z Valenciny, moje wyobrażenie, że oto odrywam ją od pracy w zakurzonym grobowcu, wciąż pełnym sekretów i pytań, zderza się z naukową rzeczywistością. „Tam naprawdę nie ma czego oglądać – przekonywała mnie jeszcze w mailu. – Wstęp na wykopalisko jest zresztą zabroniony”. Sekretów i pytań wciąż jest dużo, ale świetnie sobie radzą na powierzchni. Ich nowe domy to gabinety i laboratoria.
Cintas Peña wypowiada się rzeczowo i precyzyjnie, czuję się niemal jak na konferencji naukowej. Kiedy mówię: „dary w grobowcu”, używa słów: „wyposażenie” albo „odnaleziona na miejscu kultura materialna”. Do identyfikacji wykopalisk i grobów używa skrótów literowych. Dzisiaj rozmawiamy o miejscu szczególnym, bo o pokaźnych rozmiarów stanowisku archeologicznym.
– Wiemy, że z podobnych obszarów datowanych na epokę miedzi na Półwyspie Iberyjskim ten jest największy, jest to zresztą jedno z większych tego typu stanowisk w całej Europie Zachodniej, liczy około 450 hektarów. Czy to była głównie nekropolia, czy ludzie się tu również osiedlali? A może przybywali na spotkania, obrady, regularnie albo raz na jakiś czas? Interpretacji jest kilka – mówi.
Skupiamy się na sektorze PP4 – z tego, co udało się ustalić naukowcom – poświęconym głównie pochówkom. To na tym terenie znajduje się struktura 10042-10049, grób sprzed 5 tysięcy lat. Marta po kolei opisuje:
– Ciało zostało pochowane w pojedynkę, co w tamtych czasach było niespotykane. Do tego grobowiec zbudowano z wysiłkiem, potrzeba było do tego przygotowania technicznego, i wypełniono go cennymi przedmiotami, których wykonanie wymagało specjalistycznych umiejętności. W porównaniu z innymi ponad 1700 osobami pochowanymi w różnych grobowcach z tego okresu ta zdecydowanie się wyróżnia. Kilkadziesiąt lat po jej śmierci złożono jej kolejną ofiarę. Świadczy …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Reportaż ukazał się w październikowym numerze „Pisma” (10/2024) pod tytułem Dama z kości słoniowej i inne preherstorie.