numer majowy
Newslettery
Rzeczywistość
Felietony
Idee
Posłuchaj
Kultura
Opowiadanie
Wczoraj, siedząc po raz trzeci w jasnej poczekalni prywatnego gabinetu onkologicznego przy Harley Street, doświadczyłam oderwania – i to nie w wyobraźni, nie, to było całkiem namacalne. Coś zerwało mi się w środku. Uwolnienie „ja” od doświadczenia. Właściwie lubiłam tam przychodzić. Recepcjonistki – młode, ładne, przezroczyste – były zawsze uprzejme. I witały mnie jak w spa. Tego dnia w wazonach stały wielkie lilie o rozwartych szeroko kielichach i grubych łodygach. Przycięte z beznamiętną precyzją pręciki zostawiły na białych płatkach czerwone smużki pyłku. Mimowolnie przychodziła na myśl O’Keeffe. Teraz czekałyśmy obie. Ze spokojną pewnością, że w wydzielonych z outlookowego kalendarza chwilach wszystko rozegra się zgodnie z planem. Siedząc na dużym pikowanym pufie, wyglądałam przez okno na ulicę.