numer listopadowy
Newslettery
Rzeczywistość
Felietony
Idee
Posłuchaj
Kultura
Opowiadanie
Była głodna. Biegła pomiędzy pasmami nocy i deszczu, szybsza od wiatru, zawsze czujna. Kiedy usłyszała szelest skrzydeł, zastygła w pół kroku. Zmieniła się w szary kamień, kawałek kory, mokry liść, nic wartego uwagi. Zagrożenie nie mogło jej zobaczyć, poleciało więc dalej. Odczekała chwilę, a potem ruszyła tam, gdzie zaprowadził ją nos – do świeżo rozpulchnionej ziemi, pełnej kiełkujących nasion. Chwyciła jedno w łapki i przegryzła miękką skórkę. Wnętrze smakowało trawą, gęstą zielenią, orzeźwiającym słońcem. Eliza się obudziła. Uniosła dłonie, rozcapierzyła palce, zwykłe ludzkie palce, smukłe i kościste. Wydawały się za duże. Chyba wolała mieć pazury i mysi ogon. W swoim ciele czuła się dziwnie nie na miejscu.