Opowiadanie
Bracie, bracie
W domu nie było żadnej Wigilii. Kamil nie pozwolił na zabicie Zenona. Płakał, wył i tupał za każdym razem, kiedy ktokolwiek zbliżał się do ryby. Publikujemy świąteczne opowiadanie Łukasza Orbitowskiego.
Twój dostęp nie jest aktywny. Skorzystaj z oferty i zapewnij sobie dostęp do wszystkich treści.
W domu nie było żadnej Wigilii. Kamil nie pozwolił na zabicie Zenona. Płakał, wył i tupał za każdym razem, kiedy ktokolwiek zbliżał się do ryby. Publikujemy świąteczne opowiadanie Łukasza Orbitowskiego.
Spojrzałam za okno, na jabłoń uginającą się od na wpół zgniłych jabłek. Przypomniało mi się, jaka byłam głodna i jak często myślałam o tych pieprzonych jabłkach, które trzeba było oddać słabszym i biedniejszym.
– Umiemy podróżować w czasie – oświadczyła takim tonem, jakim można by opowiadać o ekspresie do kawy. – Witamy w ministerstwie. Publikujemy fragment książki Kaliane Bradley.
Gałęzie przysłoniły niebo, gwiazdy zgasły, powietrze pociemniało. Wiedziała, że powinna wstać, uciekać, może nawet krzyczeć.
Na dzień dobry konto dilera piszącego wprost, że sprzedaje mefedron – tak po prostu, jakby chodziło o książki albo dziergane serwetki, cena taka i taka, odbiór tylko osobisty, nawet numer telefonu
Mój zachwyt puchł z kroku na krok, a szedłem powoli, ze zdumienia zapierając stopy o ziemię – ziemię ludu Że.
Każdego dnia tygodnia miałem na ósmą, jechałem zawsze tym samym autobusem, był zawsze o siódmej osiemnaście. Do komunikacji miejskiej wskakiwałem jak przybysz z obcej planety.
Zapadła noc, a ona stała przy oknie wychodzącym na ogród i nie usłyszała pukania.
Nic nie chcę mówić, ale coś mi się zdaje, że pana dzień zaczął się od awantury z żoną, która zarzucała panu kłamstwo, podczas gdy pan tym razem był czysty jak łza
Dzień, w którym Ten McTamten przystawił mi do piersi pistolet, nazwał burą suką i zagroził, że mnie zastrzeli, był również dniem, kiedy zginął mleczarz.
Jak długo ciotka już tu siedzi. Przyszła na piętnaście minut, ale kwadrans tak łatwo daje się pomnożyć. Jak długo już pada ten grad. Jak długo głupiejemy. Co jest jeszcze do
Braciak był rooftopperem, tylko ja znałem prawdę. Kiedy policja „wykluczyła udział osób trzecich”, zrozumiałem, że nie chodzi o samobójstwo, a o nogę, która się omsknęła – ale siedziałem cicho.
Była kiedyś uciekinierką, gimnastyczką, zaginioną księżniczką i Dakotą Johnson. Podziękowano jej za współpracę, kiedy wyszło na jaw, że nie trzyma się skryptu i dodaje od siebie traumy.
Ciotka tak poukładała rzeczy, żeby zostawić jak najwięcej miejsca dla teraźniejszego życia. Nie żyła chwilą obecną łapczywie, ale wolała to od wspomnień. Prawie nic o niej nie wiedziałem, ale miałem
Przyjechały kilka tygodni temu, pod koniec zimy. Stały we cztery w małym, kwadratowym przedpokoju i patrzyły po sobie niepewnie.
Wyjechałam nad morze bez żadnego planu, pierwszy raz w życiu i jak się okazało, nie umarłam, a plan układał się sam.
Przeprowadź się do mnie, chociaż na chwilę, mówiła babcia do matki, co tam będziesz sama siedzieć. Ja się nie wliczałam – półżywy inwentarz. Sprzedać dom na Końcu, powtarzała, najlepiej sprzedać.
Nagle wszystko mi się znudziło, cała ta rozmowa i ten wieczór, schowałam papierosy do kieszeni, a oni, szukając sposobu, żeby mnie zatrzymać, spanikowani powiedzieli mi o owcy.
Stali obok siebie w świeżości poranka, słońcu odbijającym się na wodzie, falach rozbijających się o skały, pod nurkującymi mewami, głośnymi nawet o tak wczesnej porze, gdy niebo wciąż miało różową
Ten charakterystyczny nastrój ostatnich dni wakacji, nienazywalne rozdrażnienie. Prześlizgnęłam się przez dzieciństwo, nigdy nie musząc chodzić do prawdziwej szkoły, czymkolwiek ona była. Aż w końcu przyszedł na nią czas.
„Mój pies” – pomyślałem i przestraszyłem się. Mój? „Jak ma na imię?” – powtórzył chłopak. „Omega” – przyszło mi do głowy bez zastanowienia.
Wobec zbliżającej się wojny z Niemcami wydawało się, że lepiej tu przeczekać, że na wschodzie kraju będą bezpieczniejsze. Nie były. Od wschodu wkroczyli Sowieci i szli jak po swoje.
Na dźwięk muzyki wyszłyśmy wszystkie na balkon w koszulach nocnych. Wszystkie są identyczne, z wyjątkiem koloru, i wyglądamy w nich jak wariatki albo starsze panie.
– Wiem, że zemsta nie jest dobra. Po fakcie nikt nie czuje się lepiej. Wstydziłam się. Wstydziłam się za niego i za siebie. Dziś bym już tego nie zrobiła. Powinno
Na prawo po rozmiękłym błocie oliwnego sadu przemykał wioskowy kundel, który nie zbliżał się nawet, gdy ktoś trzymał w ręku kromkę chleba, trzeba było mu ją rzucić. Zresztą mało kto
Tak Wierka mówiła, kiedy jeszcze żyła: nocą trzymaj się, Marysiu, domu, nosa nie wyściubiaj, bo nocą po wsi powrotniki łażą. Dwójkami, trójkami, całymi gromadami. Twarze czarne, czarne ręce, długo w
Wiatr znosił dym na skały. Dlatego René rozłożyła koc między morzem a ogniskiem. Usiadła plecami do ognia i zaczekała na Katję. O niczym szczególnym nie myślała. Przed oczami stanęły jej
Gimnastyk i płotkarka leżą obok siebie. Gimnastyk to niski, biały mężczyzna, od stóp do barku przypominający trójkąt równoramienny. Płotkarka jest wysoka, szczupła i ma brązową skórę.
Był wczesny ranek. O tej porze moja mama powinna być w pracy, ja – w przedszkolu. Tymczasem jechałyśmy drogą federalną w kierunku Himmelstädt, gdzie mieszkali dziadkowie.
Tego popołudnia na zajęciach z filmu: wózek Eisensteina zjeżdżający po Schodach Potiomkinowskich. Kazałam uczniom mierzyć przeciętną długość ujęcia.
Miałam pewność, że rozpad czy utrata słowa, którym od urodzenia nazwane jest własne ja, nieuchronnie oznacza również koniec, zatracenie, śmierć.
Ta historia była tak banalna, że trudno mi w nią uwierzyć. Zaczęła się w marcowy czwartek przed południem. A może w smutną środę, z początkiem kwietnia, kiedy nie było jeszcze żadnych oznak wiosny.
Plusk wody. Drużyna wyjechała za miasto na obóz piłkarski, wokół głowy Jonasa stojącego na boisku pyłki unosiły się niczym płatki śniegu.
Nie miałem niczego, co mogłoby pomóc. Żadnych wskazówek. Nie było strzałek namalowanych kredą na asfalcie. Tylko sto dwadzieścia siedem kilometrów za mną i torba na ramieniu.
Z wyżyn, ze stoków, z gór zjechałam na bagnisko, na niziny, na depresję, w dolinę ze smętną rzeką i głośną oczyszczalnią ścieków.
Wczoraj, siedząc po raz trzeci w jasnej poczekalni prywatnego gabinetu onkologicznego przy Harley Street, doświadczyłam oderwania – i to nie w wyobraźni, nie, to było całkiem namacalne. Coś zerwało mi się w środku. Uwolnienie
Zaczęło się w Budapeszcie. Nad Dunajem. Dunaj jest przeogromny i zapewne wiele ludzkich spraw ma tam wystarczająco dużo miejsca, by się zacząć. A my wtedy nic jeszcze nie wiedzieliśmy o
I wtedy odwróciła od niego wzrok. Jeszcze zanim pociąg odjechał, pozwoliła machającej dłoni spocząć na kolanach i wpatrywała się przed siebie, w puste siedzenia przedziału. Został na wypłowiałym od słońca, drewnianym peronie przy
Przez śmierć wołam Aleksandra Wata, by znów pisał dla mnie: „…i twarz mojej żony. Jej oczy na wieki wieczne amen”. Przez śmierć i czas wołam Lejba Szura, przez śmierć i
Alicja rozstała się z mężem wcześnie, jeszcze zanim Grzesio nauczył się chodzić. Tak wolała o tym mówić: ona się z nim rozstała, ale prawda była taka, że to on wyszedł
Jak najszybciej uciekajcie z miasta. Jedźcie do rodziców. Warszawa nie jest bezpieczna. – Wpatruję się w ekran telefonu. Ręce zaczynają mi drżeć, policzki pokrywa rumieniec. Podaję smartfon Markowi. Gdy czyta,
Tego roku pełzałyśmy po dnie Liwca samotnie, nie miałyśmy bowiem potomstwa, z wyjątkiem tego urojonego, które wykluło się z moich urojonych jaj, składanych z miłości do IS raz po raz, byle tylko, jak
Po dłuższej chwili didżej wyostrza bas i zaczyna ciachać ludzi na parkiecie z precyzją godną cholernego pana Toranagi. Muszę przyznać, kurewsko miła odmiana po pizdeuszu, którego set miał w sobie
Obudził się w rozzłoszczonym domu z ciemnością w oknach. Poprzedniego wieczoru ciotka Mai się spakowała już i postawiła przy drzwiach wejściowych jego bagaż, więc teraz ubrał się, nie włączając światła,
Kiedy wyszłam, żeby zobaczyć, czy nie wraca do domu, na pustej parceli na rogu kilkoro dzieci w bawełnianych koszulach nocnych bawiło się zimnymi ogniami. Iskry opadały ku ziemi niby gwiaździste
– Ktoś umiera? – rzucił zaskoczony Kamil, ściągając z uszu słuchawki. Janka zdała sobie sprawę, że musiała trafić akurat na przerwę między piosenkami. Zaklęła w duchu – znowu? – Nikt nie umiera,
Głową naszej rodziny był doktor, więc pierwszemu nietoperzowi nadałam jego imię, Jan Nepomucen, w skrócie Janek albo Janulek. Do prawdziwego Jana Nepomucena nigdy nie zwracałam się zdrobnieniem. Zawsze panie doktorze.
Otworzyli kolejne wino, nikt już nie był głodny. Pierwsza losowała Iga. Zdecydowanym ruchem wybrała wazon z pytaniami, zamknęła oczy i wsunęła dłoń do środka, a potem przez chwilę trzymała kartkę w palcach, nie otwierając jej, wreszcie
Niedługo przed tym, jak przespali się ze sobą po raz ostatni, i zanim mąż Aji wyrzucił jej kochanka – naszego dzielnicowego dyplomatę – na betonowy chodnik przed ich blokiem, a
Słone pola otaczały siedlisko w promieniu kilkuset kilometrów. Ilu dokładnie, nie wiemy, bo nikt nie próbował i nie chciał stąd uciec, byliśmy ostatnimi ludźmi.
Ostatni piątek miesiąca wypadł w tym roku 31 grudnia i to był dzień, w którym po raz pierwszy odwiedziłam mieszkanie pana Fischera...
Matka rano oznajmiła: „Kochana Edith, ojciec od nas odszedł”. Od tej pory świat już nigdy nie był cały, a ona stale szukała ojca.
Czy będę machał wiosłami gwałtownie, czy na większym luzie, prędzej czy później i tak zakwalifikuję się na tę olimpiadę, która czeka każdego z nas.
Jeśli napiszesz tę książkę, będziemy musieli się wyprowadzić – mówi moja mama. Bardzo możliwe, że od dawna szuka jakiegoś ostatecznego powodu do wyprowadzki, a ostracyzm społeczny wywołany napisaniem przeze mnie książki o naszym małym
Biedni ludzie zajmują się marzeniami o pieniądzach. Każdy obrzympała chciałby mieć pałac. Oczywiście nigdy go nie będzie miał, bo nie po to jest ubogi, żeby teraz realizować swobodnie amerykański sen
Zaczyna się najlepsza pora, oświadczył Thomas, skręcając w prawo przy Travaträsk. Wciąż jest ciepło, ale nie ma już komarów i lada dzień rozpoczną się polowania na łosie.
Dawno już nie jeździłem na to osiedle, choć przecież stamtąd, gdzie mieszkam, to ledwie dwadzieścia minut uberem – a może i krócej, jeśli GPS podpowie jedną ze znajdujących się pod
Rozmawiałyśmy o Monice Lewinsky. Przyjaciółka zaczęła czytać o niej podczas jakiejś nocnej wycieczki w głąb internetowej króliczej nory i uświadomiła sobie, że cała sprawa wydarzyła się, kiedy Lewinsky miała dwadzieścia
Kaja weszła do sali, w której stały trzy łóżka. Jedno było zajęte i to w jego kierunku powiedziała „dzień dobry”. Naprzeciwko drzwi znajdowało się wielkie okno, wisiało w nim szare, ciężkie niebo. Salowa pokazała Kai
Tego przedpołudnia Paweł dowiedział się, że młodszy syn nie jest jego. Parę tygodni wcześniej sprawdził telefon żony i odkrył flirt, może nawet romans, pogrzebał w przeszłości i wyszło, co wyszło.
Na Brackiej padał deszcz i ku rozczarowaniu Sofji Kluk nie zanosiło się na to, że tego dnia ktokolwiek zginie.
Tak w ogóle to Dimkę mieli nazwać Wołodia. Jego ojciec miał starszego brata i jego osobą tak w ogóle, a bohaterską śmiercią w szczególności, był owładnięty na tyle, że gdyby
W lutym ogrody zoologiczne są przeznaczone dla szczególnego gatunku ludzi – pomyślał jakoś zbyt książkowo. Nie zdawał sobie sprawy, dlaczego i po co tu przyszedł. Nie wiedział również, czym charakteryzuje
Mam trzynaście lat i leżę półnagi na przyczepie pełnej zebranej właśnie pszenicy. Ziarna układają się pode mną w mój kształt. Szeroko rozkładam ramiona. Ciągnik prowadzi wuj, który stanie się jedną
Nie mam zadatków na matkę. A jednak w wieku dziewięciu lat po raz pierwszy nią zostaję.
Kiedy pierwszy raz zostawiła ją samą w domu, żeby wyjść na miasto, jej trzyletnia córka Nina spała tak cicho, jakby w zasadzie umarła...
Tylko woda, dziękuję...
Ot, zdradził go kolor ust. Strach nie starł mu z podniebienia smaku czekolady, jednak radość, jaką z tego miał, nie mogła absolutnie nic w starciu z dzikim od złości, szorstkim,
Twarz Idy nagle całkiem straciła kolor. Wargi odcinały się od skóry jak skaleczenie. Dziwne, kiedy wyjeżdżali z domu, była w dobrym humorze...
Mieszkanie nad Breedlove’ami zajmowały trzy dziwki. Chinka, Polka i panna Marie. Pecola je uwielbiała, odwiedzała je przy każdej sposobności i załatwiała dla nich różne drobne sprawy. One zaś nią nie
Wyobraź sobie, że znajdujesz się w najgościnniejszym miejscu na świecie. Nie zamykaj oczu, za chwilę poczujesz zmęczenie, a wtedy sen zmorzy twoje ciało i spokojnie zaśniesz”.
Stałam na poboczu asfaltówki. Nie było ani jasno, ani ciemno, taka niezobowiązująca szarówka. Z jednej i z drugiej strony rósł sosnowy las, rzadki i brzydki. Byłam trochę otumaniona, jakbym przed
Przez ostatnie trzy lata opowiadałam ludziom wiele historii, jednak przynajmniej na początku czyniłam to nie tyle z potrzeby mówienia o sobie, ile dla świętego spokoju, żeby zaspokoić ich ciekawość...
No i co powiesz? Robić? – Jeśli chcesz – odparł wymijająco, pochłonięty zawartością wysuniętej szuflady. Koszulka treningowa, krótkie spodenki. Skarpetki. Co jeszcze, bluza? Spojrzał szybko za okno. Nie, chyba nie
W niedzielę po mszy będą pokazywali na rynku węgierskiego zbójnika – powiedziała do męża aptekarzowa Stenzlowa. – Podobno wygląda przerażająco.
Widzę, widzę: stoję przy piaskownicy przedszkola w Lidzbarku Warmińskim. Stary, poniemiecki dom, pofałdowany teren, który z mojej lilipuciej perspektywy zdaje się celową kombinacją pagórków i dolin, gdzie każdy fragment ma
Wyjechałam z Nowego Jorku, gdzie mężczyzna zastrzelił się na moich oczach. Był człowiekiem łakomym, a krew, która z niego popłynęła, wyglądała jak świńska. Wiem, to okrutne tak myśleć...
Miasto całkiem niedawno opuściły wojska wrogiej armii, które wycofując się, wysadziły most Dębnicki na Wiśle. Kiedy pył bitewny opadł, wyłoniła się nad miastem niewyraźna sylwetka Wawelu i kościoła ojców Paulinów
Było go dużo. Kiedy wchodził na próbę, w bufecie teatralnym, w garderobie, widziany był z bliska i z daleka. Był człowiekiem górą. Kiedy zobaczyła go pierwszy raz, stał na scenie,
Pojawiła się u się u niej kilka tygodni temu. Mieszkała wtedy sama, wyjeżdżała często, więc natychmiast pomyślała, że nie da rady się nią zaopiekować. Jej kawalerka była maleńka, ale pusta,
Proste prawidła pisarskie, cała tajemnica warsztatu geniuszy. Ale wcześniej może słowo uściślenia – kto to właściwie ta pisarka, ten pisarz? Ten ktoś, kim chcieliby państwo być, stać się?
Proszę usiąść i poczekać. Potem się okaże, co z panem będzie. Na razie niczego nie wiem. Może się pan rozejrzeć po tym pokoju, różne rzeczy tu panu przygotowano. Na przykład
Ktoś ostatnio zapytał, jak to się w ogóle zaczęło. Voilà: wyszła jakby zewsząd. Z wnętrza tego wszystkiego, z czego składa się to miasteczko, a tworzy je głównie powietrze...
Ilekroć przechodzę przez tę ulicę, zawsze wybieram to samo miejsce: idę trochę na ukos z wysepki między dwoma pasami ruchu albo prosto przed siebie po przejściu dla pieszych, bez rozglądania
Co robi dziewczynka, która w bramie swojego domu przy Smolnej 23 znajduje martwego kreta?
Nie jest łatwo znaleźć odpowiednie miejsce do życia, jeśli jest się kobietą tak zajętą jak ja. Na poszukiwania, które prowadzę od dwóch lat, mam tylko środy od dziewiątej do dwunastej
Od dziecka byłem takim samoukiem, który wszystkiego uczył się od innych. Dzięki mojej babci wiem, że prawdziwa miłość ma zapach starości. Mama nauczyła mnie wierzyć w powodzenie spraw beznadziejnych. Ale
W salonie stała trumna z moim bratem w środku, dębowa, z okienkiem na wysokości twarzy i z metalowymi uchwytami; stała tak już trzy dni. Pierwszego dnia Hanna zastukała palcami w szybę i powiedziała słabiutkim głosem...
Weź dwoje ludzi, najlepiej w wieku od szesnastu do dwudziestu pięciu lat, i dopasuj tak, żeby wzajemnie się sobie podobali, ale bez przesady, i żeby każde w jakiś sposób wydawało się drugiemu trochę fascynujące.
Ściany w tamtym domu. Cienkie rysy, które biegły od podłogi po sufit. Ukryte pod warstwą tapety, zamalowane – znów się pojawiały. „Czy dom runie?” – pytał. „Nie, nie bój się. To tylko rysa.
Jeździła mopem z szarą końcówką po schodach, przerywając co jakiś czas swój taniec, żeby wykręcić go gołymi rękami. Intensywny, kwaśny zapach wybielacza i żywicy sosnowej szczypał ją w oczy, gdy przeganiała brudną wodę ze schodka
Zapach kadzidła snuł się w zimnym, jesiennym powietrzu niczym mgła. Oplatał krzewy, sięgał gałęzi drzew, wsuwał się wędrowcom za kołnierze, zlewał z zaległym w zagajniku półmrokiem. Ścieżka była wąska, a z gliniastej ziemi wyzierały żądne
Kiedyś strasznie chciałam mieć kotka. Było to moje życzenie numer jeden, najważniejsze na bardzo krótkiej liście marzeń. Matka oczywiście się nie zgodziła. Wmówiła mi alergię, której nie miałam. Wiedziałam już wtedy,
Przy chodniku unosił się kurz z piaskiem, a na płocie okalającym budowę metra powiewały strzępy plakatów, każdy z widoczną gwiazdą Dawida wymalowaną na fragmencie twarzy Tadeusza Mazowieckiego. Szłyśmy w milczeniu z mojego mieszkania w kamienicy do jej mieszkania
Wyobrażasz go sobie za oknem. Za szybą izolatki, gdy leży w świetle, w sterylnym pokoju, podpięty do migających urządzeń, a wokół łóżka więdną bukiety kwiatów. Jest tak cicho. Zupełnie jakby to była scena z filmu,
Czy pan należy? Ale to na szczęście nie do mnie, głos za plecami, chyba do telefonu, czyli w kosmos, może nawet do nikogo. Przejmuję to pytanie i rozwijam po swojemu, gnę jak pręt szkła. – Czy pan
Ojciec zapomniał się zastrzelić. Zbyt długo patrzyłam na ekran smartfona, próbując zrozumieć esemesa.
Przed tunelem Sørlandsporten, na pasie wjazdowym po prawej stronie, pojawia się pędzący samochód. Johanne patrzy na niego – mija kilka długich sekund, zanim dociera do niej, że jest za blisko.
Kiedy się dowiedziałam, że tam są? Kiedy pierwszy raz przyłożyłam ucho do podłogi, spróbowałam podważyć jedną z cienkich listewek, którymi babcia łatała szpary między klepkami? Jaki szmer, szelest, jaki ślad
Kiedy usłyszała sygnał w słuchawce, odruchowo wstrzymała oddech.
Ufam, że mnie jeszcze pamiętasz, przyjaciółko jedyna? Miałaś, przyznaję, zapomnieć mnie pełne prawo.
Kalina czuła się w życiu jak podróżna, która boi się, że spóźni się na pociąg, ale nie wiedziała, dokąd właściwie jedzie. W odróżnieniu od swojej babki i matki miała jednak pewność, że stać ją na bilet,
Codziennie o 7:30 rano pod jej oknem zatrzymywał się mężczyzna. Opierał się o wierzbę płaczącą i charkał. To było coś więcej niż odkaszlnięcie porannej chrypki, brzmiało jak próba wywinięcia gardła na lewą stronę.
Pytasz mnie, jak to się stało, że zapomniał. Kiedyś mi powiedział, że pamięć jest jak pies, który kładzie się, gdzie chce. Czy miał rację? Czy przeczuwał, co się z nim stanie?
Oprócz Piotra, który podobno strzeże wrót nieba i jest głównym bohaterem rozmaitych dowcipów, ciekawił mnie tak naprawdę tylko jeden święty: Franciszek z Asyżu, przyjaciel zwierząt.
Na początku byliśmy komórką, potem amebą i wreszcie rybą, a po długim i bardzo frustrującym okresie przekształciliśmy się w jaszczurkę. W tym czasie, pamiętamy, ziemia była miękka i bulgotała pod nogami.
Od razu wiedziałam, kim jest Obcy rozszarpujący od środka Johna Hurta, który grał drugiego oficera międzygwiezdnego statku Nostromo. 11 czerwca 1980 roku, siedząc w ciemnym kinie, znów poczułam go w bebechach. Znałam go, mieszkał we mnie
Tak im powiedziałam: – Życie nie jest mi miłe – i na palcach stanęłam, niewidzialny węzeł nad głową zaczęłam ukręcać, w supeł wiązać jak buty. Te węzły i supły ćwiczyłam już tyle razy,
Zarząd zatwierdził, że wszelkie spory należy rozwiązywać siłowo. Na miejsce rozejmów wyznaczył wewnętrzne podwórko, okolone i ocienione czterema firmowymi wieżowcami.
Moja żona wróciła w nocy. Nie chcę przesadzać, ale w burzy, która rozpętała się wtedy na zewnątrz, było coś apokaliptycznego; w zasadzie nie nazwałbym jej burzą, a klęską żywiołową.
Obudziła się w półmroku nieruchomej kabiny samolotu. Już kilka razy się to jej przydarzyło i za każdym doświadczała czegoś, co mniej przypominało sen, a bardziej dziwną przerwę w istnieniu. Obudziła się w półmroku nieruchomej kabiny
Podniosła rękę, żeby osłonić się przed wieczornym słońcem i zobaczyć pociąg toczący się w kierunku starego budynku dworca. Złapała ucho walizki stojącej na popękanym asfalcie i zaczęła iść po peronie.
Balkony to cały świat. Ludzie wyleźli na nie w gaciach, wałkach na głowie i starych tiszertach. Coś tam niby gmerają w uschniętych badylach, ale tak naprawdę tylko filują na boki w poszukiwaniu innych żywych. Żeby sobie popatrzeć.
O godzinie 5:35 rano pod koniec listopada Catherine Saumon wychodzi z kamienicy, w której mieszka, położonej przy Place Levis, w 17. dzielnicy Paryża.
Wiosna to było złoto biedaków. Nie mieli oni złota prawdziwego, nie dojadali, nie dosiadali pięknych ogierów. Ale mieli nieśmiały marzec, kwietny kwiecień, maj w rozkwicie.
Margaret sadziła. Sadziła róże. Sadziła fiołki. Sadziła konwalie. Sadziła koniczynę. Oczywiście sadziła również margerytki. Kiedy z pudełka wyłaniały się margerytki, uśmiechała się i łagodnie szeptała: – Znowu się spotykamy!
Ten człowiek nie mógł tego robić ot tak, sam z siebie, a jednak nie robił tego inaczej, więc wszyscy założyli, że miał zaburzenia umysłowe.
Nie można nawet powiedzieć, że to śnieg. Słowo „śnieg” niesie ze sobą sporo przyjemnych, pozytywnych konotacji, które są obecnie całkiem nie na miejscu. Więc co?
Przyszła z lasu. Zresztą tylko stamtąd można było do nas przyjść.
I wtedy, po sześciu latach, znowu go zobaczyła. Siedział przy jednym z tych bambusowych stolików z japońskim wazonem papierowych żonkili.
Wieje zimnym, mądry panie doktorze od zwierząt. Wieje, bo styczeń.
Sześć miesięcy temu, w niedzielę, czterdziestoletni mężczyzna dokonał czynów wyczerpujących znamiona przestępstwa z artykułu 196 Kodeksu karnego, czyli niszczenia przedmiotów kultu religijnego.
Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, gdy matka robiła w kuchni przegląd zapasów maku, orzechów i suszonych śliwek, ojciec dokonywał inspekcji swojej prywatnej armii.
Tatko wybił mi włosy z głowy. Tłukł w nią tak, że większość wypadła, zanim dorosłem.
Mieszkałem wtedy na obrzeżach dużego miasta. Postawiono tam getto domów jednorodzinnych, nazywanych przez miejscowych „domkami”, w gąszczu ulic z bohaterami bajek za patronów. Mój domek stał na samym skraju zbocza.
Szalona Urszulo, Mario, pomylona Nino, Magdaleno, nawiedzona Agnieszko, prowadźcie mnie. Pozwólcie mi wsadzać ręce w kieszenie waszych podomek, gdzie w zawiniątkach z chustek śpią klucze.
Wyciągnąłem z kieszeni kopertę zaadresowaną na moje nazwisko, z wielkim herbem Uniwersytetu Oksfordzkiego na rewersie.
Ja. Ostrzegałam ją, tłumaczyłam, że nie może mnie zwolnić. Miałam za sobą wiele rozmów z dziewczynami z biblioteki, które zapewniały, że się za mną wstawią, w razie gdyby się odważyła.
Tadzik roztaczał opiekę nad okryciami wierzchnimi od września do początku maja.
Tata nie był chętny, żebym zapisała się na judo. Gdybym była synem, to byłby chętny, sam przecież trenował judo, ale że byłam córką, a co za tym idzie dziewczyną, a
Hotelowy gong wzywający na obiad zadźwięczał po raz trzeci. Nastąpiło kilka chwil ciszy, w których znudzeni, lecz dobrze wychowani turyści czekali za drzwiami, by nie wyjść na zbyt głodnych –
Jest gdzieś pewnie skład na wiosny, które już minęły. Zwinięte w rulon, blakną tam i szarzeją, tracą zapach i schną.
Ciągłe bycie proszonym o ogień przez kogoś, kto jest nałogowym palaczem, a nigdy nie ma przy sobie ognia, a z kim „spędza się życie” od około roku (przy uśrednionym założeniu,
Był ostatni tydzień sezonu, kąpielisko niemal całkowicie opustoszało. Pojawiła się o tej samej porze co zwykle, przebrała się w kostium, zostawiła ubranie w szafce i wyszła przez pachnący chlorem brodzik.
Schylając się, by zawiązać but, na chodniku na placu Trzech Krzyży znalazłem złotówkę.
Gdy po raz pierwszy wujka porwali kosmici, nie było mnie jeszcze na świecie.
Nie wierzę już w #miłość – mówi, wydmuchując w moim kierunku chmurę papierosowego dymu.
Był wysokim mężczyzną, ręce miał jak konary mocnego, upartego drzewa.
Koszmary mojego chłopca zaczęły się w zwykły dzień.
Przez szczelne okiennice sypialni nie przedostaje się nawet najmniejszy promyk światła. Sen ma być mocny i niezakłócony.
Bywają dni od samego świtu skazane na porażkę, pokraczne, zamazane, zmęczone, nigdy nieosiągające kompletnej, dojrzałej formy – jak uszkodzone płody żyjące tylko po to, żeby sczeznąć, zanim się urodzą. Jest
Wieje z południowego zachodu, a jak na złość wszystkie sensowne obejścia grani właśnie z tej strony.
On w beżowym garniturze, ale nie takim, którego trzeba by się wstydzić.
Pewnej nowojorskiej zimy w latach 50. Harper Lee zatrzymała się u przyjaciół. Nie spodziewała się, że dostanie najwspanialszy prezent w życiu.
Niekiedy brano nas za siostry. Mnie i moją matkę.
Stasiu, w mordę, to Laurence Olivier. Nie mam pieniędzy, ale jakbym miał, tobym wszystkie postawił na to, że to on.
Siedziała na przystanku autobusowym. Przystanek, zamiast ją osłaniać, eksponował, czuła się, jakby ktoś przykleił ją do dziesiątki na tarczy.
Wie, że koledzy mężczyzny mówili o niej „ta smarkata”. Nad jeziorem jest gorąco. Dziewczyna siedzi na molo i wyciąga twarz do słońca.
To była jedna z tych sobót, które są jak niedziele. Nie wiedział, jak to wytłumaczyć.
Czy ty uważasz – spytała swojego męża, starając się o swobodny ton głosu – że ja jestem jakoś mniej rzeczywista niż ty? Roman, wysoki, mocno zbudowany, stał boso w piżamie
Biały, wsparty łokciami o dach rufówki, odezwał się do sternika: – Zatrzymamy się na noc na polanie u Arsata.
Ludzie często pytają mnie, które ze swoich opowiadań lubię najbardziej albo które uważam za najlepsze...
Tamtego lata jechali nagrzaną, pustą autostradą, która z każdym kilometrem coraz bardziej przypominała siebie sprzed jego pokonania...
Babcia kazała Magdzie znaleźć sobie chłopaka. Określała to jako „zrobienie czegoś ze swoim życiem”. Magda kochała babcię i chciała sprawić jej przyjemność...
Marek i Jools opuścili Barcelonę samolotem o 7.20. Połączenie bezpośrednie, prawie dwie godziny w powietrzu. Na miejscu byli kwadrans po ósmej...
Tego wszystkiego jest bardzo niewiele, niewiele po prostu zostało. Reszta już się przeniosła dalej i tam czeka – albo nie czeka, nie wiadomo przecież...
Wydawało ci się. Żona ze stoickim spokojem postawiła przede mną kubek z herbatą i podsunęła cukiernicę...
Pieprzone globalne ocieplenie, pomyślała. Maj w górach, w polskich górach, nie żadnych Himalajach, powinien wyglądać inaczej...
Kiedy matka zmarła, Karolina z początku zwyczajnie się wkurwiła. Nieprzewidywalna, kapryśna, nawet umrzeć musiała w poprzek jakiegokolwiek planu.
O tym, że przemieniła się w homara, dowiedziała się dopiero, kiedy kupiła mieszkanie. Wcześniej nic tego nie zapowiadało.
Zacząłeś pod drzwiami, skończyłeś na drzewie. Na ziemi wciąż ruch, cicho na niebie. Ostatni samolot przeleciał godzinę temu. Nisko, cały w światłach, przypominał choinkę w pustym mieszkaniu.
W czwartek, 5 lutego 1987 roku Serafin Walo obudził się po wschodzie słońca i jakiś czas gapił się bez celu w sufit...